logo
 

Katoflix

A
A
A
 
Piotr Jordan Śliwiński OFMCap, Elżbieta Kot, Dominika Kozłowska
Grzechy w kratkę
Grzech czy niedojrzałość?
 
Dlaczego sztuka rozeznawania jest tak trudna?
 
Ostatnio wiele mówi się o unieważnianiu małżeństw. Jedną z przyczyn tych unieważnień jest niedojrzałość małżonków. Czy niedojrzałość usprawiedliwia nasze błędne decyzje?
 
Najpierw trzeba zauważyć, że pojęcie niedojrzałości jest bardzo niejasne. Trudno wskazać, kto jest dojrzały, a kto nie. Pojęcie niedojrzałości może przez swą ogólność i nieprecyzyjność stać się kluczem, który pozwoli zamknąć każde drzwi wyrzutów sumienia. Rozumując w ten sposób, można stwierdzić, że każdy grzech jest wyrazem niedojrzałości człowieka. Grzech to świadomy, dobrowolny wybór zła, a taki wybór może być powodowany jedynie niedojrzałością. Dojrzały chrześcijanin nie powinien popełniać grzechów ciężkich! Natomiast jest oczywiste, że każdy grzech trzeba rozpatrywać indywidualnie, zbadać, czy był to czyn rzeczywiście dobrowolny. Encyklika Veritatis splendor nazywa to perspektywą osoby działającej i stwierdza potrzebę jej przyjęcia dla poprawnej oceny moralnej konkretnego wolnego i świadomego czynu człowieka. Człowiek nie jest bowiem w stanie przewidzieć wszystkich skutków swojego czynu. Wystarczy jednak, że wie o tym, że on jest zły, że jest przekroczeniem Bożych przykazań.
 
Jeśli chodzi o unieważnianie małżeństw, to Kodeks prawa kanonicznego ustala warunki ważnie zawartego sakramentu małżeństwa. Między innymi mówi o koniecznej dojrzałości psychicznej do przyjęcia obowiązków stanu małżeńskiego (kan. 1095, par. 3). Dziś nierzadko się zdarza, że narzeczeni nie bardzo rozumieją, jakie są te obowiązki małżonków-katolików. W wielu sytuacjach warto sprawdzić, czy związek był zawarty w sposób ważny.
 

Wiedza jednak nie zawsze wystarcza. Czasami wolność człowieka jest na tyle ograniczona, że choć wie o tym, że coś jest złe, to jednak i tak to czyni.
 
Oczywiście, że w wielu sytuacjach nasza wolność jest ograniczona, na przykład przez zaburzenia psychiczne, nałogi, ale także przymus fizyczny. Jednak nie każde ograniczenie wolności zwalnia nas z odpowiedzialności za nasze postępowanie. Jeśli ktoś siada za kierownicą i popisując się przed pasażerami, jedzie brawurowo i powoduje wypadek, to choć możemy określić jego zachowanie jako niedojrzałe, to jednak nie zwalnia go to z odpowiedzialności moralnej.
 

Można też mówić o naturalnej niedojrzałości młodego człowieka, zwłaszcza w sferze seksualnej. Dlatego, być może, pewnych zachowań nie powinno się uznawać za grzeszne.
 
Bałbym się uogólnień. Mówiłem już o rozmytym znaczeniu samego pojęcia „niedojrzałość”. Myślę, że każdy proces wychowania polega na stawianiu wymagań. Wiadomo, że małemu dziecku z początku jest trudno utrzymać uwagę, nie brudzić się, wychowanie polega jednak na tym, że stawia się mu wymagania, a ono dąży do tego, żeby je realizować. Podobnie w sferze seksualnej, ktoś może mieć problemy związane z dojrzewaniem, ale musi mieć jasny ideał. Nie mogę mu mówić: „Nie przejmuj się, rób, co chcesz, jesteś niedojrzały, kiedyś dojrzejesz”. Mogę nie wzmacniać jego poczucia winy, ale muszę wskazywać mu drogę wyjścia, argumentować, dlaczego ten ideał, ten wzór etyczny jest dobry, dlaczego my, chrześcijanie, tak uważamy. W przypadku pierwszych doświadczeń z seksualnością trzeba tłumaczyć, pokazywać, na pewno nie krzyczeć, nie karać, nie obrzucać złymi słowami.
 

Trudno jednak rozróżnić, kiedy coś naprawdę wynika z niedojrzałości, a kiedy niedojrzałość jest po prostu wymówką. Weźmy chociażby problem onanizmu. Mówi się, że skłonność do niego jest naturalna w wieku dojrzewania.
 
Na pewno jest to okres, w którym człowiek może mieć szczególne problemy ze swoją seksualnością. Nauczanie Kościoła – wystarczy spojrzeć do Katechizmu Kościoła katolickiego (2352) – wskazuje na okoliczności, które należy wziąć pod uwagę przy ocenie moralnej onanizmu. Wymienia wśród nich „niedojrzałość uczuciową”, a więc nie abstrakcyjną niedojrzałość, tylko zaburzenia emocjonalne. Natomiast powtórzę, że trzeba dostrzegać konkretnego człowieka i rozmawiać z nim, bo wtedy może powiedzieć o swojej sytuacji, lękach i można się z nim zastanawiać, jaka jest ich przyczyna, uświadamiać mu ideał, a nie karać i napominać, bo to nie jest pedagogika Jezusowa. Jezus nie mówił: „Jesteś paskudny, bo to robiłeś”, On mówił: „Idź i nie grzesz więcej”.
 

Mówił jednak: „Nie grzesz”.
 
Tak, i trzeba nazwać to grzechem czy złem. Natomiast waga tego będzie zupełnie inna w przypadku dwunastolatka i w przypadku żonatego mężczyzny. Ale z kolei jeśli w tym drugim przypadku będzie to długoletni nałóg, z którym on się zmaga, to też trzeba będzie z nim o tym spokojnie rozmawiać.
 

A czy to nie jest przypadek, który powinno się odesłać do psychoterapeuty? Nazwanie onanizmu grzechem w jakimś stopniu zamyka takiemu człowiekowi możliwości skutecznej walki z tym problemem.
 
Jeśli kapłan to rozezna, podobnie jak przy kompulsji, to tak.
 

Na poziomie ogólnych norm wszystko jest jasne i jednoznaczne. Gdybyśmy umieli dobrze rozeznawać, to w każdej sytuacji życiowej dokonywalibyśmy słusznych wyborów. Jednak w praktyce bywa z tym inaczej. Dlaczego sztuka rozeznawania jest tak trudna?
 
Myślę, że trzeba odróżnić ocenę moralną od trudności w podjęciu decyzji. Można wiedzieć, co jest lepsze, która wartość jest ważniejsza, ale mieć problem z podjęciem decyzji, ponieważ łączy się on z rezygnacją z innych, obiektywnie mniejszych wartości. Sytuacja tego typu wyborów może rzeczywiście być dramatyczna. Tylko dramat nie rozgrywa się wtedy na poziomie oceny moralnej, ale wyborów człowieka i zdarza się, że człowiek w swej słabości wybiera zło, czyli najczęściej mniejsze lub pozorne dobro. Nie można tego człowieka potępiać, możemy rozumieć tragizm jego sytuacji, ale nie możemy zamazać tego, że ktoś się do czegoś zobowiązał i nagle z tego zrezygnował.
 

Ktoś decydował się na kapłaństwo lub na małżeństwo na podstawie swoich wyobrażeń o tym, czym one są. Po dziesięciu latach kapłaństwa czy małżeństwa dochodzi do wniosku, że decydując się, oczekiwał czegoś zupełnie innego niż to, co ma teraz. Można powiedzieć – to nie była do końca świadoma decyzja. Czy można zdecydować o tym, czy lubię jabłka, zanim ich skosztuję?
 
Wszelkie zobowiązania, które człowiek podejmuje na całe życie, a więc wybór kapłaństwa czy małżeństwa, są decyzją wiary. Przechodzę pewne itinerarium przez ileś lat, zbliżam się do Chrystusa i w pewnym momencie podejmuję – świadomie i dobrowolnie – ryzyko decyzji. Wybieram coś i wierzę, że jeśli tego wyboru dokonałem zgodnie z wiarą i przy rozeznaniu Kościoła, to otrzymam pomoc w tym, żeby tę drogę realizować. To nie jest tak, że ja sam, swoim intelektem rozeznaję tak czy owak i decyduję. Droga życia małżeńskiego czy kapłańskiego to jest droga wiary. Jeśli się nie decyduję, że idę w niej za Chrystusem, to prędzej czy później zacznę się gubić.
 
„Dobry czyn musi mieć coś wspólnego z uwagą, z niezmąconym widzeniem rzeczywistości. Co może zakłócać to widzenie? Wiele rzeczy: nieodparty urok chwili, zmysłowość, żądza władzy, ideały. Tak, również ideały. Cóż miał inkwizytor ze śmierci Kacerza? Co zyskuje terrorysta swoim sposobem życia, którym budzi strach? Służy ideałowi i odmawia zwrócenia uwagi na to, co jego czyny znaczą dla ofiar. Dotyczy to nie tylko inkwizytorów i terrorystów, lecz także wszystkich, którzy w zapale, aby zrobić coś, co w danej chwili wydaje się pożyteczne, pomocne, życzliwe, nie zwracają uwagi na to, że później ktoś inny musi płacić za ich poryw szlachetności, ktoś, komu – na przykład z racji przyrzeczenia wierności – jest on właśnie winien to, co daje innemu” (R. Spaemann, Podstawowe pojęcia moralne, tłum. P. Mikulska, J. Merecki, Lublin 2000, s.76).
 
Idąc drogą Kościoła, mamy poczucie, że idziemy za Chrystusem, zdarza się jednak, że ktoś ma to poczucie również i wtedy, gdy jego droga oddala się od tej wskazanej przez Kościół.
 

W takim razie po co jest Kościół? Czy Chrystus chciał Kościoła?
 
Tak.
 

I pozostawił Kościołowi mandat do rozpoznawania Jego nauki. W Credo mówimy też: „Wierzę w Kościół”. Co to znaczy?
 
Są ludzie, którzy nie kwestionują tego, że nie należy zabijać i robić paru innych rzeczy, o których mówił Chrystus – w tym sensie czują się przynależni do Jego Kościoła. Rozbieżności pojawiają się natomiast w przypadku problemów, o których w Biblii expressis verbis nigdzie nie ma mowy, na przykład antykoncepcja hormonalna.
To świadczy tylko o głębokim pomieszaniu i niezrozumieniu różnych poziomów refleksji.
 

Jest to jednak często przywoływana argumentacja: „W niektórych kwestiach Kościół się pomylił”. Na przykład w ocenie wartości moralnej wojny, aborcji albo samobójstwa.
 
Po pierwsze, co to znaczy: „Kościół się pomylił”? Orzeczenia dogmatyczne nie są sprzeczne. Jest hierarchia wypowiedzi Kościoła. Wypowiedź jednego hierarchy nie jest jeszcze nieomylną wypowiedzią Kościoła. Natomiast ocena moralna pewnych czynów się zmienia, ponieważ na skutek rozwoju nauk szczegółowych więcej wiemy choćby o uwarunkowaniach psychicznych człowieka popełniającego określony czyn. Przyjrzyjmy się ocenie moralnej samobójstwa – dawniej samobójców nie chowano na cmentarzu, uważając, że sami skazali się na potępienie, dzisiaj wiemy, że ktoś może się targnąć na życie tylko w stanie zaburzenia psychicznego, więc trudno mówić o świadomym i dobrowolnym wyborze zła. Samobójstwo jest złem, ale z braku pełnej dobrowolności nie można mówić o winie człowieka decydującego się na taki czyn. Kryteria moralne są jasne, natomiast zróżnicowanie sytuacji, skomplikowanie poszczególnych ludzkich sytuacji przekracza granice wyobraźni. Wtedy ocena domaga się dłuższego rozeznania, dialogu. Drugi problem to umiejętność przedstawienia w sposób jasny argumentów przemawiających za taką, a nie inną oceną moralną. Na przykład chłopak pyta: „Jestem z dziewczyną i od którego momentu nasza bliskość jest grzechem?”.
 

Są takie podręczniki teologii moralnej, które to bardzo dokładnie precyzują.
 
To bardzo stare podręczniki, z których od dawna się nie uczy w seminariach duchownych.
 

Tylko tu wchodzi też w grę kwestia sumienia, a sumienia są bardzo różne.
 
Czy sumienie jest całkiem autonomiczne? Nie. Jeden z moralistów porównał sumienie do GPS-u. Urządzenie, które wskazuje położenie i kierunek, kiedy jest połączone z satelitą.
 

Ale wskazania GPS-ów mogą się do pewnego stopnia różnić. Ludzkie sumienia, tak jak urządzenia nawigujące, mają różną czułość. Jedne dają znać, że człowiek zszedł z właściwej drogi po pięciu metrach, inne po pięciu kilometrach.
 
Dlatego w teologii moralnej mówi się o zasadzie wzrostu. Często ludzie mają źle ukształtowane sumienia. Inną sprawą jest, na ile są za takie zaniedbanie odpowiedzialni. Wracając do sakramentu pokuty, to bardzo ważne jest dotarcie do penitenta, który jest tak, a nie inaczej ukształtowany. Ktoś może nie mieć świadomości moralnej, że coś jest grzechem lub doszukuje się grzechu tam, gdzie go nie ma. Trzeba mu pokazywać drogę do Chrystusa i Kościoła z tego punktu, w którym się właśnie znajduje. Oczywiście pewne rzeczy trzeba oceniać, najważniejsze jednak jest to, by pokazywać kierunek.
 
strona: 1 2 3 4 5 6 7 8 9



 
 
   Reklama   |   Wspomóż nas   |   Kontakt   |   Księga Gości   |   Copyright (C) Salwatorianie 2000-2022   |  Facebook